Christine

Christine

Cześć, może zaczniemy dość standardowo, czemu „Nutshell”, jak zrodził się ten pomysł ?

 

NUTSHELL- to nazwa piosenki Alice In Chains, zespołu, którego każdy z nas słucha. Na pomysł wykorzytania tytułu jako nazwy wpadł nasz były gitarzysta z pierwszego składu zespołu.

 

Opowiedzcie nam o początkach Zespołu. Jak to się stało, że gracie razem?

Początki to około 2004 rok. Co tu dużo mówić, połączyła nas pasja do muzyki, chęć wspólnego grania, co zresztą trwa do dzisiaj.

 

Zespół powstał w 2004 roku, a zatem gracie już razem ponad dekadę. Czy uczciliście w jakiś sposób ten jubileusz?

Pierwszy koncert daliśmy w 2004 roku na WOŚP w Ozimku. Przez ten okres zagraliśmy ponad 200 koncertów, nie było fajerwerków.

 

Graliście przed takimi zespołami jak COMA, HAPPYSAD, TSA, AKURAT. Jak się Wam z nimi współpracowało?

Trudno cokolwiek mi powiedzieć na ten temat, bo mimo grania jako support z takimi zespołami, nie mieliśmy okazji wszystkich poznać. Większość ludzi to bardzo fajni goście. Pan Piekarczyk jest bardzo miłą i otwarta osobą. Bardzo lubimy całą ekipę zespołu HUNTER. Począwszy od muzyków poprzez ekipę techniczną jak i pana Janusza sprzedającego koszulki. Wszyscy to najbardziej mili i otwarci ludzie jakich mieliśmy okazję poznać. I to widać w stosunku nie tylko do nas, są tacy też dla swoich fanów.

 

A w jaki sposób nawiązaliście znajomość z zespołem HUNTER? Bardzo często można was zobaczyć jako support właśnie tego zespołu.

Pierwszy raz zagralismy z nimi pięć lat temu. Było to jakieś pięć koncertów na południu Polski. Gdy udało nam się ostatnio skontaktować z zespołem, okazało się, że pamiętają nas i nie mają nic przeciwko, żebyśmy supportowali ich na jubileuszowej trasie.

 

Jesteście teraz razem z HUNTEREM w trasie koncertowej zorganizowanej z okazji 30lecia istnienia tego zespołu. Jak się bawicie podczas tej trasy?

Przednio. Chcemy tak zawsze! Zawsze chcieliśmy byc zespołem koncertowym. Rozwijamy sie z konertu na koncert. Uczymy się od mistrzów jak dawać dobre koncerty. Zabawa przy tym jest świetna. Po każdym wyjeździe wracamy z obolałymi wątrobami, hehe.

 

Gracie głównie jako support bardziej znanych zespołów. To trudne zadanie - rozruszać publiczność która czeka na występ innego zespołu? Jak przyjmuje was publiczność?

Cieszy nas to, że mimo, iż ludzie nas nie znają, to reagują naprawdę pozytywnie. Widać to po ich twarzach, że są mile zaskoczeni. Dzięki koncertom mamy wielu nowych znajomych, którym podoba się nasza muzyka, co oczywiście pozytywnie nakręca nas do dalszego działania.

 

Jesteście dosyć tajemniczym zespołem - niewiele informacji można o was znaleźć w sieci. Nie skusiła was magia portali społecznościowych?

Niedługo to się zmieni hehe. Od niedawna jesteśmy aktywni na FB. Nie mamy strony internetowej i chyba zostaniemy przy tym. Sami nie odwiedzamy stron internetowych innych zespołów, tylko szukamy informacji na FB i YTB. Poza tym Kasia prowadzi Vloga na youtube, na razie niesystematycznie, ale to też się zmieni.

 

Właśnie ukazała się wasza nowa płyta. Jakie macie plany związane z jej promocją?

Nowa płyta dopiero została wydana (luty 2015), promujemy ją właśnie na koncertach. Nazywa się "Blady Róż" i jesteśmy z niej ogromnie dumni. Po trasie z Hunterem bedziemy kombinować dalej. Stosujemy metodę małych kroków, ale za to gdy już nasza gwiazda zapłonie, stanie sie legendą hehe.

 

Na zakończenie może powiecie coś od siebie do swoich fanów, czytelników?

Zyczymy wszystkim dużo świetnej zabawy razem z nami na przyszłych koncertach. Bądźcie sobą i żyjcie w zgodzie z samym sobą.

Rozmawiała: Efka  Zespół „Laboratorium Gitary”

 

UTWÓR "BLADY RÓŻ" PROMUJĄCY NOWĄ PŁYTĘ ZESPOŁU

 

Skąd wziął się pomysł na waszą nazwę zespołu? Przyznam, że jest dość nietuzinkowy.

 

Nazwę zespoły wymyślił Łysy. Dokładnie oddaje charakter naszego zespołu – kontrowersyjny, zabawny, nie dla wszystkich zrozumiały. I przekorny, bo nazwę mamy „angielską”, a śpiewamy tylko po polsku.

 

 

 

Wielu waszych fanów ceni was nie tylko za część muzyczną waszych utworów, ale i za teksty. Skąd czerpiecie inspiracje do ich pisania?

 

Samo życie nam pisze zwrotki. Nie jesteśmy chłopcami z castingu, jeżdżąc w trasy zawsze dobrze się bawimy, a podczas rozmów i konsumpcji hektolitrów piwa rodzą się pomysły na nowe kawałki.

 

 

 

Poruszacie się w estetyce punk rocka. W jakim kierunku muzycznym zamierzacie nadal podążać ?

 

Punk rock to doskonała forma wyrazu – w jednym kawałku możesz żartować, w drugim krytykować, w innym krzyczeć, płakać, walczyć i zawsze brzmi to spójnie i dobrze, czy to na koncertach, czy na płycie. To jest nasz kierunek, póki co nic nie wskazuje na zmiany. Ale nawet teraz słychać w naszej twórczości elementy innych gatunków.

 

 

 

Graliście przed takimi formacjami jak KSU, Luxtorpeda czy Farben Lehre oraz na wielu innych koncertach (m. in Festival Woodstock) i przeglądach. Który z dotychczas zagranych gigów wspominacie najlepiej ?

 

Mamy za sobą wiele fantastycznych gigów, trudno wybrać najlepszy. Woodstock – wspaniały klimat, występy w Zakładzie Karnym w Strzelcach Opolskich – niecodzienna forma i zupełnie inny świat. Występy ze sławnymi polskimi formacjami – gorąca publiczność, która przyjmuje nas równie dobrze, co wspomniane gwiazdy. Niesamowite są też niezależne festiwale organizowane przez fantastyczne osoby – Śliwka Fest w Chmielnikach koło Bydgoszczy, Village Punk Rock w Sokołowcu, Czochraj Bobra Fest w Namysłowie.

 

 

 

Pewnie zdarzają wam się różne wpadki, bo o nie jest trudno. Pamiętacie jakąś swoją spektakularną wtopę i przygodę o której możecie opowiedzieć?

 

Było kilka wpadek. Kiedyś nie zabraliśmy ani jednego kabla na występ w Otwocku. Na szczęście poratował nas występujący z nami Radioaktywny Świat. O mały włos nie zagralibyśmy koncertu w Zakładzie Karnym, bo Koziar wypił o jedno piwo za dużo, a nikt nam nie powiedział, że będziemy badani alkomatem przed wejściem. Jadąc na koncert do Gryfina, zepsuł nam się samochód w okolicach Łodzi. Ledwo udało nam się wrócić i zmienić samochód na inny, który... zepsuł się w tym samym miejscu. Na szczęście ten udało naprawić się w trasie. Graliśmy też kiedyś koncert na zlocie motocyklowym w Ploskach (okolice Białegostoku), była to impreza maksymalnie DYI, zero techniki i granie na zapadającym się tarasie domku letniskowego. Przywieźliśmy cały nasz sprzęt wykorzystywany na próbach. No prawie cały, bo Wookie zapomniał mikrofonu i zaiwaniał na ostatni moment do sklepu muzycznego. Padał przy okazji deszcz i Koziar wybierał wodę ze swojego wzmacniacza za pomocą brudnych skarpetek. Co chwilę mamy przygody, to jest właśnie rock'n'roll!

 

 

 

Pochodzicie z Żyrardowa. Jakie macie grono fanów w Żyrardowie? Waszym zdaniem jest tam duży popyt na punk rock'a?

 

Na koncerty naszego zespołu, czy też występy punkowych legend, zawsze przychodzi sporo osób. Więc popyt chyba jest. Gorzej z podażą, ale jest i tak lepiej niż kiedyś. Na punk rocka jest wszędzie popyt gdzie młoda krew buntuje się przeciw szarości i absurdom dnia codziennego.

 

 

 

Jak wspominacie swoje początki? Wasze pierwsze studio nagraniowe?

 

Fajnie jest powspominać początki – granie w piwnicy w bloku, radio Unitra zamiast wzmacniacza, perkusja w panterkę klejąca się od wina z metalowym wieszakiem imitującym statyw na talerz. Marszal pierwsze nagranie w studiu wbijał na gitarze elektrycznej pożyczonej od koleżanki, bo swojej jeszcze nie miał (pozdro, Malwinka!). Właściciel studia powiedział, że już nigdy nie umówi się z żadną punkowa kapelą na rozliczenie „per nagrany numer”, tylko już zawsze będzie brał za godzinę. Melodie i aranże wymyślane na 5 minut przed rejestracją... To są wszystko doświadczenia, które nas sporo nauczyły.

 

 

 

„Kapslami w niebo”, to chyba kawałek dzięki któremu odbiliście się echem, bo został wrzucony wraz z teledyskiem na wykop. Pamiętacie jakie reakcje temu towarzyszyły i jaki był oddźwięk na ten utwór wśród słuchaczy?

 

Oddźwięk był różny, jedni byli zachwyceni, inni mieszali z błotem. Byliśmy nie tylko na wykopie – pokazał nas tez joemonster.org, sporo wyświetleń było na cda.pl. Klip samoistnie podbił Internet. Ludzie bulwersowali się naszą współpracą z inicjatywą Piwo Pod Chmurką. Nie każdy umiał ten teledysk obejrzeć z przymrużeniem oka. Oczywiście niektórzy musieli opacznie zrozumieć i zarzucić nam promowanie alkoholizmu wśród młodzieży. Wiele osób prawie płakało przez rozbitą butelkę z piwem na teledysku, kilku zmylił młody wygląd Wookiego i stwierdzili, żeby wracał do lekcji zamiast śpiewać o piwie. Mamy specjalne miejsce, w którym spisujemy najciekawsze internetowe komentarze o naszej twórczości. „Na początku w tekście było że będzie śpiewał o tym co mu chodzi po głowie... jak zobaczyłem brudasa to od razu pomyślałem że piosenka o wszach będzie”. „teraz same pijaki malo kto do sportu...”. "Jest gdzieś pełna wersja tego pornola?". To tylko wierzchołek góry lodowej. Ale pozytywnych komentarzy jest dużo więcej!

 

 

 

Jak wam się nagrywało wasz debiutancki album „W Polsce jest ogień!”? Z tego co wiem, wydaliście płytę bez pomocy wytwórni ?

 

Nagrywanie to dla nas bardzo ciężka praca – zawsze uważaliśmy się za zespół koncertowy. Chcieliśmy zrobić wszystko idealnie, ale napotykaliśmy na mnóstwo problemów technicznych. Mieliśmy pecha i połowę śladów perkusyjnych Łysy musiał nagrywać dwa razy z powodu awarii dysku. A niektóre nawet trzy razy, bo Łysemu tak się podobały nasze numery, że podświadomie nucił je sobie tłukąc w bębny – wszystko się nagrało. W pewnym momencie okazało się, że gitara Koziara nie nadaje się do nagrywek i musi sobie załatwić nowy sprzęt. Marszal zaczął siwieć. Niektóre sesje kończyły się bardzo późno w nocy tylko po to, by wznowić je po kilku godzinach snu. Pracowało się ciężko, ale pod okiem gościa, z którym zawsze zajebiście się nagrywa - pozdrawiamy Fonsa z Kabanosa! Na tym albumie słychać ten pot, krew i łzy. Opłacało się. Próbowaliśmy uderzyć do kilku wytwórni. Część nawet była zainteresowana, ale żadna nie potrafiła zaproponować nic konkretnego. Jeden ze znanych wydawców nie podjął z nami współpracy bo... jesteśmy już zbyt sławni (?!). Stwierdziliśmy, że jak do tej pory sami sobie radziliśmy, to na pewno uda nam się i tym razem. I chyba się udało. Może nas nie ma na półkach sklepowych, ale kto chciał, ten płytę zamówił. I to dużo taniej, bo bez prowizji wydawcy, dystrybutora, sklepikarza i kogo tam jeszcze.

 

 

 

Przechodząc do kwestii koncertów, ostatnio dużo się rozbijacie po Polsce, woj. mazowieckim. Jak wygląda organizacja waszych koncertów? Ciężko jest to wszystko ogarnąć, czy jeden telefon i wszystko załatwione? :)

 

Gramy nie tylko w mazowieckim, na naszej stronie internetowej w dziale koncerty jest mapka ze wszystkimi miejscowościami, które odwiedziliśmy. A jak jest z organizacją? Różnie. Są ludzie poważni i zorganizowani, są też niepoważni ale z dużym zapałem, czasem trafia się kompletna klapa... Dogrywanie wszystkiego to kawał ciężkiej roboty.

 

 

 

Jakie są wasze plany na przyszłość? Szykujecie jakieś muzyczne niespodzianki dla rzeszy swoich słuchaczy?

 

Poważnie zastanawiamy się nad singlem/EPką. Nie chcemy, żeby nasi fani czekali kilka lat, zanim nagramy drugie LP. Na pewno będzie teledysk, mamy już dwa bengery, które poruszą wszystkie polskie dziewczyny oraz ich matki. Jesienią klasycznie jakaś trasa, trwają rozmowy, aby połączyć siły z inną szaloną grupą punkowców...

 

 

 

Co na zakończenie chcielibyście przekazać swoim fanom ?

 

Don't be shy załoganty, zwierząt nie można płoszyć. Wyjazd z fejsa i wio na koncerty! Wypijcie piwko, pożartujcie i porozmawiajcie na poważnie. Wspierajcie nas i inne niezależne zespoły, które robią muzę głównie dla Was.

Dziękuje za rozmowę. Z mojej strony życzę wam wielu sukcesów i niezliczonej liczby koncertów. Stay rock

 

 

Laboratorium Gitary: Skąd wziął się pomysł na nazwę waszego zespołu?

Omni mOdO: Szukaliśmy nazwy, która odzwierciedlałaby to co zawarte jest w naszym przekazie. Omni mOdO z łaciny oznacza na wiele sposobów, a tak właśnie tworzymy naszą muzykę.

Laboratorium Gitary: Powiedzcie coś o waszej muzyce? Czy można was jakoś zaszufladkować, czy raczej tego unikacie?

Omni mOdO: Ani unikanie, ani szufladkowanie nie powinno być rolą artystów, oni mają inne zadania :) Twórczo łamać schematy, przekraczać sztywno zarysowane granice. Artysta powinien cały czas się odnawiać i rozwijać. Absolutny brak constans. Kiedy twórca wkłada się w szufladkę, już popełnił artystyczne samobójstwo. Nie twierdzimy, że odkryliśmy proch, ale na pewno nie odstawiliśmy się na półkę z napisem ROCK czy FUNK. Staramy się grać to co sprawia nam radość, rodzi emocje i wywołuje ciarki na skórze. Reszta jest nieważna :)

Laboratorium Gitary: Wielu waszych fanów ceni was nie tylko za część muzyczną waszych utworów, ale i za teksty. Skąd czerpiecie inspiracje do ich pisania?

Omni mOdO: Wierzę że muzyka sama w sobie zawiera pewnego rodzaju opowieść. Wystarczy tego nie zepsuć :) Pisząc tekst staram się zachować nastrój i klimat jaki panuje w utworze. Kiedy czuję dialog między muzyką, a tekstem, i żadne słowo nie kłuje mnie w uszy mam poczucie dobrze wykonanej pracy.

A inspiracja jest dosłownie wszędzie, w rozmowach, książkach, filmach, wyzwaniach, kłopotach itp. Inspiracje zapisuję na skrawkach papieru, w telefonie, lub nagrywam pewne sentencje na dyktafon. Potem korzystam z nich kiedy ich tematyka wpisuje się w charakter utworu, do którego potrzebny jest tekst. Staram się być czujnym obserwatorem i bardzo lubię odkrywać te słowa zapisane w melodii :)

Laboratorium Gitary: Wasza muzyka należy do ciężkiej, ale niesiecie w niej pozytywny przekaz, czy taki jest też wasz cel?

Omni mOdO: Staramy się niczego nie udawać, porostu tak to czujemy - jest to dla nas naturalne. Mocne brzmienie bardzo nas nakręca, a to że jest momentami ciężko i przy okazji pozytywnie, tyczy się trochę tego o czym mówiliśmy wcześniej.

Ciężki numer i jeszcze bardziej przygnębiający tekst to stereotyp. My raczej staramy się je przełamywać :)

Laboratorium Gitary: Jakie są wasze marzenia, festivale, na których chcielibyście zagrać/kogoś supportować ?

Omni mOdO: Mamy mnóstwo marzeń i pomysłów. Małą cząstkę z nich udało się nam już zrealizować, ale marzenia są od tego aby je spełniać, dlatego mamy apetyt na więcej. Na pewno kosmicznie byłoby zagrać na takich festiwalach jak Woodstock, Opener czy Orange.

Spełnieniem marzeń byłby koncert z LIMP BIZKIT, LINKIN PARK, RATM. Świetnie byłoby również pojechać na trasę z Comą czy Luxtprpedą - to kapele, które stawiamy sobie za wzór. Podziwiamy w jaki sposób działają, prowadzą swoją muzyczną drogę, za chemię jaka łączy ich z fanami.

Uwielbiamy grać dla ludzi, którzy są wrażliwi, otwarci i chyba największym marzeniem jest to, aby tacy ludzie pojawiali się na naszych koncertach i byli z nami na dobre i złe.

Laboratorium Gitary: Pewnie zdarzają wam się różne wpadki, bo o nie jest nie trudno. Pamiętacie jakąś swoją spektakularną wtopę i przygodę o której możecie opowiedzieć?

Omni mOdO: Był środek nocy, mróz sięgający 17 stopni, wokół pola, lasy, a w oddali było słychać tylko wycie psa... a może to wilki jakieś? I wtedy okazało się, że wskaźnikowi poziomu paliwa nie można ufać ;)

Wpadki To część naszego życia. Na koncercie wszystko dzieje się szybko i często też nie po naszej myśli. Ale jak powiadają mędrcy "nie sztuką jest się zgubić, lecz sztuką odnaleźć" :)

Laboratorium Gitary: Pochodzicie z Poznania. Jakie macie grono fanów wśród Poznaniaków? Waszym zdaniem jest tam duży popyt na tego typu granie?

Omni mOdO: Nie traktujemy naszych odbiorców jak fanów, raczej partnerów do wspólnego tworzenia koncertu. Słuchacze tak naprawdę są najistotniejszą częścią każdego zespołu. Bez nich granie traci sens. Na szczęście nasz wspólny zespół szybko powiększa swoją objętość :)

Laboratorium Gitary: Przechodząc do kwestii koncertów, ostatnio dużo się rozbijacie po Polsce. Jak wygląda organizacja waszych koncertów? Gdzie w najbliższym czasie będzie można was usłyszeć?

Omni mOdO: Koncerty to istota zespołu, kiedy ich nie ma, istnienie zespołu staje się teoretyczne :)

Z upływem czasu odczuwamy zdecydowany progres zarówno jeżeli chodzi o ilość, jak i atrakcyjność propozycji koncertowych. Mieliśmy w ostatnim czasie przyjemność grania przed Kazikiem Staszewskim, Comą czy na głównej scenie festiwalu w Jarocinie.

Najbliższe terminy to 22 sierpnia Nowy Tomyśl, oraz świetnie zapowiadająca się Noc Rockowa w Głogowie 29 sierpnia. Sukcesywnie kolejne informacje o koncertach, nad którymi obecnie pracujemy z pewnością będą się pojawiały na naszym FB.

Laboratorium Gitary: Jakie są wasze plany na przyszłość? Szykujecie jakieś muzyczne niespodzianki dla rzeszy swoich słuchaczy?

Omni mOdO: Pracujemy nad ostateczną wersją naszej debiutanckiej płyty. Sprawdzaliśmy różne opcje i różne rozwiązania brzmieniowe, testowaliśmy też kilku realizatorów dźwięku. Mamy wrażenie, że udało nam się ostatecznie znaleźć człowieka, który może podołać naszym wybujałym fantazjom i zamienić nasze wyobrażania o miksach w rzeczywistość ;)

Laboratorium Gitary: Co na zakończenie chcielibyście przekazać swoim fanom ?

Omni mOdO: Naszym słuchaczom chcielibyśmy podziękować za to, że nas odkryli i są z nami – DZIĘKI!!! Do zobaczenia na koncertach!

Skromny, utalentowany artysta, rewolucja muzyczna młodego pokolenia polskiej sceny... można by określać go w różny sposób, jednak niewątpliwie stara się poprzez swoją pasję do tworzenia muzyki oddalić etykietę komercyjnej gwiazdy, na rzecz uznania go za niezależnego twórcę.

Mowa tu o znanym wszystkim Dawidzie Podsiadło. Chłopak o lokach i wielkim sercu do muzyki. Zasłynął w jednym z talent show, co otworzyło mu drzwi do kariery. Jednak czym jest sam udział w tego typu programach, jeśli talent dalej powinien bronić się sam?

Tak jest i w przypadku Dawida Podsiadło. Pierwszy solowy album Comfort And Happiness bez wątpienia urzekł słuchaczy ładnymi melodiami, spójnymi, spokojnymi aranżami i skromnością wykonania, bo - jak to mówią - w prostocie tkwi piękno. Wówczas było wiadomo, że o tym młodym artyście będzie głośno. I było. Później kolejnym wielkim sukcesem było wydanie płyty Ruby Dress Skinny Dog z zespołem Curly Heads. Dawid dowiódł, że doskonale potrafi odnaleźć się w cięższych brzmieniach. Po tej fali sukcesów wszyscy wielbiciele Dawida z niecierpliwością czekali na jego drugi solowy album. No i się doczekali. W listopadzie miała miejsce premiera nowego solowego krążka Podsiadły zatytułowana Annoyance and Disappointment. Artysta zawiesił poprzeczkę dość wysoko, biorąc pod uwagę to co mogliśmy usłyszeć na jego wcześniejszych albumach. Nie raz, nie dwa, zdarzało się wielu artystom wydawać płytę po płycie, bazując na dotychczasowym dobrym czasie i, że jest się na listach top, by oto usiąść z nożyczkami i odcinać kuponiki, i odcinać... Gdy odpaliłam nowy krążek Dawida, po pierwszych przesłuchanych utworach już byłam pewna, że u niego na szczęście tego nie znajdziemy. Promocję Annoyance and Disappointment rozpoczęto we wrześniu 2015 roku, wraz z premierą pierwszego singla – W dobrą stronę, ale po kolei. Pod względem stricte muzycznym album łączy w sobie przede wszystkim muzykę pop. No właśnie, przede wszystkim, bo jest jednak znacznie bardziej złożony od poprzedniego albumu Dawida Podsiadło. Na okładkę albumu wybrano oryginalny fragment obrazu szwedzkiego malarza Juliusa Kronberga – „David och Saul” z 1885 roku. O tym też należy wspomnieć. Producentem został Bogdan Kondracki, a wspierał go kierownik muzyczny zespołu – Daniel Walczak. Większość nowych utworów została stworzona podczas wspólnego jammowania. I to zdecydowanie słychać na Annoyance And Disappointment.

W Dobrą Stronę to singiel promujący najnowszy album Dawida Podsiadło. Jest przemyślany, o rytmicznej kompozycji, wpadający w ucho już za pierwszym odsłuchem. Można usłyszeć elementy energetycznego odschoolowego soulu i swingu, a chórek dopełnia całość. Warto też zobaczyć niesamowity teledysk, który zupełnie inaczej oddaje obraz tego co prezentuje singiel. W skład drugiego studyjnego albumu znajduje się aż czternaście różnych melodii. Na pierwszy rzut oka, po przejrzeniu tracklisty, jesteśmy pewni, że prawie wszystkie utwory są anglojęzyczne. Nazwy utworów jednak mylą, koniec końców na albumie znajdziemy zarówno piosenki napisane w ojczystym języku, jak i po angielsku, ze znaczną przewagą tych ostatnich.

Płytę otwiera Sunlight (Intro) śpiewane półszeptem wprowadzające w dość intymny klimat. Już to intro daje do zrozumienia, że to będzie album znacznie odbiegający swoją kompozycją od wcześniejszego.

Następny na trackliście jest utwór Forest, pełny instrumentów w połączeniu z głosem artysty, daje niesamowitą dawkę energetyczną. Gitara akustyczna wraz z werblem uzupełniają się nawzajem ze smyczkami, wszystko mieści się w formule spokojnego indie-popu, którego było pełno na poprzednim albumie artysty.

Zaś utwór Block wnosi ze sobą zabawę rytmiką, zawiera w sobie specyficzną manierę wokalną pomysłowo skontrastowaną z nowofalową gitarą. Zespół świetnie bawi się kompozycją, spójnie pozwalając słuchającemu przechodzić do kolejnych utworów.

Pozytywnym zaskoczeniem był kawałek Pastempomat - w naszym ojczystym języku, jest swego rodzaju utworem postępu artystycznego. Znacznie zauważa się w nim wpływy brytyjskie, archaiczne brzmienia Hammonda i postpunkowe brzmienia.

Najbardziej przypadł mi jednak do gustu utwór Byrd, który jest jakby kontynuacją poprzedniego utworu, ale stylistyką to popowa psychodela. Harmonijnie przechodzi w ostrzejsze brzmienia, zwieńczone opartym na transowym rytmie gitarowym solo.

Kolejnym utworem jest Cashew/161644. Nastrojowy, spokojny, niemalże melancholijny i zawiera dość intymny sposób przekazu utwór. W tym utworze Dawid Podsiadło potwierdza, że jego wokal niesamowicie odnajduje się w anglojęzycznych wykonach.

Angielska new wave powraca znów w Bela – można usłyszeć w niej dodatkowo dubowe basy i country’owe brzmienia. Ciekawa finezyjna aranżacja z przyjemnym, radosnym tekstem. Dodatkowo Podsiadło świetnie odnajduje się w tego typu stylistyce, niemalże bawi się całą kompozycją. Pozwala słuchaczowi z łatwością przenieść się w oddaną atmosferę.

Eight i Son Of Analog to przeciwieństwa poprzedniego numeru. W pierwszym z nich mamy do czynienia z ogólną atmosferą psychodelii, w formie nostalgicznej, melancholijnej ballady, a drugi – w formie szybszego, klawiszowego popu zachowanego w niesamowitym stylu z finezyjną partią Hammonda na zakończenie, całość dopełnia wokal Dawida.

Przejście w powolny rytm gwarantuje nam utwór Where Did Your Love Go. Dawid prezentuje nam balladę muzyczną, nasyconą emocjonalnymi wyrazami. Artysta brzmi tu niesamowicie zagranicznie i przedstawia nam oszałamiające umiejętności wokalne. Tak, zdecydowanie to ten utwór, za sprawą którego wszystkie fanki Dawida będą się zanosić od płaczu.

Utwór Focus sprawia, że młody wokalista bez problemu przechodzi od barytonu do falsetu – ponowie okazując nam swoje wokalne możliwości. Znów słyszymy wpływy new wave. Kawałek rytmiczny i przyjemny dla ucha.

Zwieńczeniem albumu jest spokojny utwór Four Sticks, wyszeptany przez Dawida zmysłowym wrażliwym głosem.

Płyta Annoyance and Disappointment bez wątpienia jest o wiele lepsza od pierwszego solowego albumu artysty, jednak nie jest to jakaś wielka muzyczna rewolta, to nadal nietuzinkowy pop, zahaczający o inne style. Artysta nadal nie rezygnuje z chwytliwych melodii, do których przyzwyczaił swoich fanów. Jednak Dawid Podsiadło daje się poznać jako artysta stale poszukujący. Album jest przemyślany i ukierunkowany na określoną grupę odbiorców. Można w nim znaleźć typowe brzmienia dla U2, Radiohead czy Coldplay. Album ma swoje słabe momenty, nie jest dostatecznie równy. O ile utwory brane pojedynczo radzą sobie względnie dobrze, to jednak godzinna bez mała przeprawa okazuję się wyjątkowo nużąca. Utwory zachowane w jednostajnych kompozycjach, podobnie zaśpiewane. Czasami z przeskoku z jednego na drugi utwór nie zauważałam dużej różnicy. Mam też wrażenie, że emocjonalność jaką chciał otrzymać na tym albumie, nie do końca mu wyszła. Ciar nie było, łez też.

Nie uznaję tego albumu za wyjątkowy, w każdym bądź razie jest inny. Inny od tego co jest wydawane na polskim rynku muzycznym.

Laboratorium Gitary: Zaczynaliście w Szczecinie w 1997r., jak wówczas wyglądała tam scena muzyczna? Czy na Waszą muzykę miały wtedy wpływy inne zespoły, czerpaliście od nich inspiracje?

 

Kristen: Ze wszystkich zespołów z 1997r. najbardziej pamiętam Pogodno, które wówczas było eksplodującą mieszanką tanecznych rytmów, zgrzytliwości Fugazi, bezczelności Pixies i transu Velvet Underground. Ich koncerty dla 10 osób co tydzień w Przystanku Pub (!) na Wojska Polskiego to było coś. Nawet zorganizowaliśmy im 2 koncerty (a potem Pogodno zabrało nas kilka razy na swoje koncerty). Ale to nie była nasza inspiracja, bezpośrednio inspirowaliśmy się zespołami ze sceny amerykańskiej, chociaż ogólnie nastawienie było takie, żeby robić coś swojego, a do tego naprawdę cieszyliśmy jak wychodziło nam cokolwiek. Szczecin wydawał się mi wtedy bardzo trudnym miejscem w tym sensie, że zawsze miałem silne wrażenie, że to co robimy nikogo specjalnie nie interesuje, może oprócz paru znajomych. Z drugiej strony to bardzo tajemnicze i inspirujące miejsce, i przez pierwsze lata nasza muzyka wiele zawdzięczała temu miastu.

 

Laboratorium Gitary: Na co dzień dzieli was ok. 570 km, a mimo to zespół ma się świetnie. Jak Wam się to udaje? Zapewne kosztuje Was to wiele wyrzeczeń?

 

Kristen: Czasami jest to bardzo trudne, bo wszyscy mamy rodziny i pracę, i zostaje niewiele czasu na inne sprawy. Zorganizowanie próby, co kiedyś było banałem, stało się trudniejsze niż zagranie koncertu (co kiedyś było naprawdę czymś). Z drugiej strony, chociaż czujemy, że moglibyśmy zrobić o wiele więcej i szybciej, to jest w naszej muzyce tak duża wartość dodana, synergia, zwłaszcza na żywo, że czujemy w niej dużą siłę pomimo przeciwności, i zamierzamy to ciągnąć aż do późnej starości.

 

Laboratorium Gitary: Stuknęła Wam 18stka. Jak z biegiem lat oceniacie czas spędzony na tworzeniu muzyki? Jak to się u Was zmieniało? Czy macie jakieś oczekiwania muzyczne, które chcielibyście spełnić, a do tej pory to się nie udało?

 

Kristen: Ja ostatnio zacząłem doceniać nasze pierwsze dwie płyty, bo wcześniej nawet nie mogłem ich słuchać. Wydawało mi się, że nie ma na nich tej energii i intensywności którą osiągaliśmy na koncertach. Ostatnio zremasterowaliśmy Stiff Upper Worlds i teraz naprawdę cieszę się z tego nagrania z roku 2001, słychać teraz bardziej o co nam chodziło. A obecnie moim największym oczekiwaniem muzycznym jest to, że może uda nam się w końcu częściej spotykać na próbach i częściej nagrywać płyty.

 

Laboratorium Gitary: Czytałam, że wkrótce zaczniecie pracę nad swoją już ósmą płytą, czego możemy się na niej spodziewać?

 

Kristen: To dopiero początek, i naprawdę nie wiemy co z tego będzie. Ponieważ pracują nad tym 4 osoby, i dużo jest wyimprowizowane, i do tego z nastawieniem, żeby się nie powtarzać, to z reguły wiele rzeczy jest dla nas dużą niespodzianką.

 

Laboratorium Gitary: Ciężko przypisać waszej muzyce konkretny nurt muzyczny. Czerpiecie z post rock'a, post punk i wielu innych gatunków. W czym tkwi przyczyna? Czy to dlatego, że po prostu nie chcecie, aby Waszą muzykę można było jakoś zaszufladkować?

 

Kristen: Wydaje mi się, że przyczyna jest taka, że nigdy nie traktowaliśmy Kristen jako zespołu rockowego, tylko po prostu jako zespół muzyczny. Gitara to tak naprawdę dla mnie tylko niedoskonałe urządzenie do tworzenia muzyki. A jeśli chodzi o gatunek muzyczny, to lepiej unikać z korzystania z gotowców, zresztą na początku pamiętam, że bardzo mi zależało, żeby unikać konwencji muzycznych, bo czułem że w ogóle nie przystają do mojego świata, że nie mogę za ich pomocą opowiedzieć swojej skromnej historii. Teraz mam większy luz, ale kiedyś bardzo mi na tym zależało.

 

Laboratorium Gitary: Na Offie odbyła się oficjalna premiera reedycji drugiej płyty Stiff Upper Worlds, jak została przyjęta?

 

Kristen: Nie mam pojęcia, trzeba się spytać wydawcy.

 

Laboratorium Gitary: Wasza muzyka jest skomplikowana, posiada oryginalne kompozycje, niektóre utwory trwają nawet 10 minut, o zróżnicowanym dźwięku. Dlatego sądzę, że Wasza muzyka skierowana jest do określonej grupy odbiorców. Jak określilibyście entuzjastów brzmień Kristen? Można określić ich niezwykłymi?

 

Kristen: Hmmm, nasza muzyka wydaje mi się bardzo prosta! I nie jest skierowana do żadnej grupy odbiorców oprócz nas samych. Jeśli komuś jeszcze się spodoba, to świetnie, ale najfajniejsza jest ta radocha, gdy razem uda nam się coś wymyślić i zagrać. Wtedy czuję się najbardziej spełniony.

 

Laboratorium Gitary: Prowadzicie dystrybucję i sprzedaż we własnym gronie. Dlaczego ?

 

Kristen: Dlatego, że przy tak niskich nakładach nie opłaca się nam sprzedawać poprzez oficjalną dystrybucję. No i oczywiście sklepom też się nie opłaca. Zauważyliśmy też, że od początku istnienia zespołu sprzedaż jest w sumie podobna, więc lepiej jak ludzie będą kupować płyty od nas samych albo od naszych przyjaciół - zajawkowiczów.

 

Laboratorium Gitary: Kristen gra stosunkowo krótkie koncerty. Czemu? Czy dlatego, że mają być krótkie, ale intensywne?

 

Kristen: Dokładnie tak. Strasznie nudzą mnie długie koncerty.

 

Laboratorium Gitary: Przyjęcie waszej płyty The Secret Map było naprawdę świetne. Mowa nie tylko o ukazujących się recenzjach, ale przede wszystkim o koncertach. Nie sądzicie, że to ruch w dobrą stronę?

 

Kristen: Cieszy nas, że ludziom podoba się nasza muzyka. Ale z drugiej strony nie widzę, żeby była to jakaś niesamowita zmiana.

 

Laboratorium Gitary: W The Secret Map użyliście stosunkowo bardzo dużo środków, dużo się w niej dzieje. W waszym dorobku nie było chyba tak różnorodnej płyty, prawda?

 

Kristen: Chyba tak, i jest to tendencja, która się będzie utrzymywać. Najbardziej lubię teraz zróżnicowane płyty.

 

Laboratorium Gitary: Gdzie w najbliższym czasie będzie można Was usłyszeć?

 

Kristen: Na razie nie ma planów, ale pewnie w jesienią i zimą będziemy grać w większych miastach w Polsce. Ja będę też trochę grał z Enchanted Hunters, a Łukasz Rychlicki z Lotto.