W kwietniu do księgarń trafiło polskie wydanie książki Dziewczyna z Zespołu – autobiografii Kim Gordon – wokalistki i basistki eksperymentalnego postpunkowego zespołu Sonic Youth. Na początek dostajemy opowieści z dzieciństwa i młodości Kim, które przyszła artystka spędziła w Kalifornii. Główną rolę w życiu młodej dziewczyny odegrał jej starszy brat. Kim bezgranicznie go podziwiała i nieustannie zabiegała o jego akceptację. Chłopak tymczasem wciąż wyśmiewał uczucia siostry. Po latach zdiagnozowano u niego chorobę psychiczną, jednak zanim to się stało rodzice nigdy nie interweniowali w stosunki między rodzeństwem, tłumacząc córce, że musi sama sobie ze wszystkim poradzić. Dla młodej dziewczyny nie było to proste. Chcąc uniknąć bycia wyśmianą, nauczyła się tłumić swoje emocje. Po ukończeniu szkoły średniej Kim wyjeżdża z Kalifornii, która kojarzy jej się nie tylko z ukrywaniem uczuć przed rodziną, ale także z zamkniętymi osiedlami, domami otoczonymi wielkimi ogrodzeniami, za którymi sąsiadujące rodziny kryły się przed sobą nawzajem. Kim przyjeżdża do Nowego Jorku. Tu wszystko jest bardziej otwarte. Ludzie mieszkają wspólnie w małych mieszkaniach, spędzają czas w małych, lokalnych knajpkach, spotykają się na koncertach, wystawach i dyskutują o sztuce. Taka atmosfera powoduje, że Kim w końcu odblokowuje swoje emocje i zaczyna wyrażać je w sztuce. Malarstwo, film, instalacje artystyczne, improwizacje, projektowanie – wszystko to fascynuje Kim i we wszystkich tych dziedzinach sztuk młoda artystka próbuje swych sił. Gdy poznaje Thurstona Moora, swego przyszłego męża, zakładają wspólnie Sonic Youth i rozpoczynają wspólne życie pełne muzycznych eksperymentów i przygód. Przyznam, że zazwyczaj nudzą mnie i męczą amerykańscy pisarze. I pisząca amerykańska basistka niestety nie uczyniła wyjątku od tej reguły. Choć oczywiście doceniam wkład Kim i jej zespołu w rozwój muzyki alternatywnej, to jednak książka raczej nie przejdzie do historii literatury autobiograficznej. Napisana jest językiem sztywnym, mało literackim. Opowieść jet dość chaotyczna, i czasem nie byłam pewna, czy w danym momencie Kim opowiada o czymś, co wydarzyło się przed laty, czy też całkiem niedawno. Zupełnie nie rozumiem zachwytów niektórych krytyków nad tym, w jaki sposób Kim opisała klimat Kalifornii lat 60tych i 70tych. Więcej o życiu nastolatków w Kalifornii dowiemy się oglądając Beverly Hills 90210. Więcej o młodych ludziach dorastających w latach 60tych i 70tych zdradzi w swej genialnej opowieści Forrest Gump. Natomiast Kim opowiada o kalifornijskim etapie swojego życia dosyć ogólnie, skupiając się raczej na relacjach rodzinnych. Kalifornia i wydarzenia z tamtego okresu stanowią jedynie niewyraźne tło tej opowieści – a szkoda – myślę, że nie tylko ja chętnie poczytałabym więcej o dorastającej kalifornijskiej młodzieży w latach 60tych. Jeśli chodzi o nowojorski etap życia artystki, to tu dostajemy więcej szczegółów. Jednak są to raczej luźne notatki niż spójna opowieść. Dziewczyna z zespołu dostaje zatem ode mnie minus za formę. Jeśli jesteście fanami zespołu przymknijcie na to oko, pędźcie do księgarni i cieszcie się historyjkami Kim. Jeśli jednak szukacie książki dla czystej przyjemności czytania, a zespół interesuje was średnio, to możecie nie być zachwyceni. A za co plusy? Zdecydowanie za wydanie. Wydawnictwo Czarne się tu pięknie postarało. Różowa, „przytulna” w dotyku okładka jest bardzo kobieca. To fantastycznie koresponduje z treścią książki. Cała opowieść to przecież konfrontacja zdecydowanie kobiecego punktu widzenia z męskim światem. Na początku jest to świat brata i ojca. Później ukochanego mężczyzny i innych mężczyzn współpracujących z zespołem. Tu Kim bardzo świadomie i bardzo celnie porównuje te światy. I za to kolejny plus dla tego wydawnictwa.
- Efka