Skromny, utalentowany artysta, rewolucja muzyczna młodego pokolenia polskiej sceny... można by określać go w różny sposób, jednak niewątpliwie stara się poprzez swoją pasję do tworzenia muzyki oddalić etykietę komercyjnej gwiazdy, na rzecz uznania go za niezależnego twórcę.
Mowa tu o znanym wszystkim Dawidzie Podsiadło. Chłopak o lokach i wielkim sercu do muzyki. Zasłynął w jednym z talent show, co otworzyło mu drzwi do kariery. Jednak czym jest sam udział w tego typu programach, jeśli talent dalej powinien bronić się sam?
Tak jest i w przypadku Dawida Podsiadło. Pierwszy solowy album Comfort And Happiness bez wątpienia urzekł słuchaczy ładnymi melodiami, spójnymi, spokojnymi aranżami i skromnością wykonania, bo - jak to mówią - w prostocie tkwi piękno. Wówczas było wiadomo, że o tym młodym artyście będzie głośno. I było. Później kolejnym wielkim sukcesem było wydanie płyty Ruby Dress Skinny Dog z zespołem Curly Heads. Dawid dowiódł, że doskonale potrafi odnaleźć się w cięższych brzmieniach. Po tej fali sukcesów wszyscy wielbiciele Dawida z niecierpliwością czekali na jego drugi solowy album. No i się doczekali. W listopadzie miała miejsce premiera nowego solowego krążka Podsiadły zatytułowana Annoyance and Disappointment. Artysta zawiesił poprzeczkę dość wysoko, biorąc pod uwagę to co mogliśmy usłyszeć na jego wcześniejszych albumach. Nie raz, nie dwa, zdarzało się wielu artystom wydawać płytę po płycie, bazując na dotychczasowym dobrym czasie i, że jest się na listach top, by oto usiąść z nożyczkami i odcinać kuponiki, i odcinać... Gdy odpaliłam nowy krążek Dawida, po pierwszych przesłuchanych utworach już byłam pewna, że u niego na szczęście tego nie znajdziemy. Promocję Annoyance and Disappointment rozpoczęto we wrześniu 2015 roku, wraz z premierą pierwszego singla – W dobrą stronę, ale po kolei. Pod względem stricte muzycznym album łączy w sobie przede wszystkim muzykę pop. No właśnie, przede wszystkim, bo jest jednak znacznie bardziej złożony od poprzedniego albumu Dawida Podsiadło. Na okładkę albumu wybrano oryginalny fragment obrazu szwedzkiego malarza Juliusa Kronberga – „David och Saul” z 1885 roku. O tym też należy wspomnieć. Producentem został Bogdan Kondracki, a wspierał go kierownik muzyczny zespołu – Daniel Walczak. Większość nowych utworów została stworzona podczas wspólnego jammowania. I to zdecydowanie słychać na Annoyance And Disappointment.
W Dobrą Stronę to singiel promujący najnowszy album Dawida Podsiadło. Jest przemyślany, o rytmicznej kompozycji, wpadający w ucho już za pierwszym odsłuchem. Można usłyszeć elementy energetycznego odschoolowego soulu i swingu, a chórek dopełnia całość. Warto też zobaczyć niesamowity teledysk, który zupełnie inaczej oddaje obraz tego co prezentuje singiel. W skład drugiego studyjnego albumu znajduje się aż czternaście różnych melodii. Na pierwszy rzut oka, po przejrzeniu tracklisty, jesteśmy pewni, że prawie wszystkie utwory są anglojęzyczne. Nazwy utworów jednak mylą, koniec końców na albumie znajdziemy zarówno piosenki napisane w ojczystym języku, jak i po angielsku, ze znaczną przewagą tych ostatnich.
Płytę otwiera Sunlight (Intro) śpiewane półszeptem wprowadzające w dość intymny klimat. Już to intro daje do zrozumienia, że to będzie album znacznie odbiegający swoją kompozycją od wcześniejszego.
Następny na trackliście jest utwór Forest, pełny instrumentów w połączeniu z głosem artysty, daje niesamowitą dawkę energetyczną. Gitara akustyczna wraz z werblem uzupełniają się nawzajem ze smyczkami, wszystko mieści się w formule spokojnego indie-popu, którego było pełno na poprzednim albumie artysty.
Zaś utwór Block wnosi ze sobą zabawę rytmiką, zawiera w sobie specyficzną manierę wokalną pomysłowo skontrastowaną z nowofalową gitarą. Zespół świetnie bawi się kompozycją, spójnie pozwalając słuchającemu przechodzić do kolejnych utworów.
Pozytywnym zaskoczeniem był kawałek Pastempomat - w naszym ojczystym języku, jest swego rodzaju utworem postępu artystycznego. Znacznie zauważa się w nim wpływy brytyjskie, archaiczne brzmienia Hammonda i postpunkowe brzmienia.
Najbardziej przypadł mi jednak do gustu utwór Byrd, który jest jakby kontynuacją poprzedniego utworu, ale stylistyką to popowa psychodela. Harmonijnie przechodzi w ostrzejsze brzmienia, zwieńczone opartym na transowym rytmie gitarowym solo.
Kolejnym utworem jest Cashew/161644. Nastrojowy, spokojny, niemalże melancholijny i zawiera dość intymny sposób przekazu utwór. W tym utworze Dawid Podsiadło potwierdza, że jego wokal niesamowicie odnajduje się w anglojęzycznych wykonach.
Angielska new wave powraca znów w Bela – można usłyszeć w niej dodatkowo dubowe basy i country’owe brzmienia. Ciekawa finezyjna aranżacja z przyjemnym, radosnym tekstem. Dodatkowo Podsiadło świetnie odnajduje się w tego typu stylistyce, niemalże bawi się całą kompozycją. Pozwala słuchaczowi z łatwością przenieść się w oddaną atmosferę.
Eight i Son Of Analog to przeciwieństwa poprzedniego numeru. W pierwszym z nich mamy do czynienia z ogólną atmosferą psychodelii, w formie nostalgicznej, melancholijnej ballady, a drugi – w formie szybszego, klawiszowego popu zachowanego w niesamowitym stylu z finezyjną partią Hammonda na zakończenie, całość dopełnia wokal Dawida.
Przejście w powolny rytm gwarantuje nam utwór Where Did Your Love Go. Dawid prezentuje nam balladę muzyczną, nasyconą emocjonalnymi wyrazami. Artysta brzmi tu niesamowicie zagranicznie i przedstawia nam oszałamiające umiejętności wokalne. Tak, zdecydowanie to ten utwór, za sprawą którego wszystkie fanki Dawida będą się zanosić od płaczu.
Utwór Focus sprawia, że młody wokalista bez problemu przechodzi od barytonu do falsetu – ponowie okazując nam swoje wokalne możliwości. Znów słyszymy wpływy new wave. Kawałek rytmiczny i przyjemny dla ucha.
Zwieńczeniem albumu jest spokojny utwór Four Sticks, wyszeptany przez Dawida zmysłowym wrażliwym głosem.
Płyta Annoyance and Disappointment bez wątpienia jest o wiele lepsza od pierwszego solowego albumu artysty, jednak nie jest to jakaś wielka muzyczna rewolta, to nadal nietuzinkowy pop, zahaczający o inne style. Artysta nadal nie rezygnuje z chwytliwych melodii, do których przyzwyczaił swoich fanów. Jednak Dawid Podsiadło daje się poznać jako artysta stale poszukujący. Album jest przemyślany i ukierunkowany na określoną grupę odbiorców. Można w nim znaleźć typowe brzmienia dla U2, Radiohead czy Coldplay. Album ma swoje słabe momenty, nie jest dostatecznie równy. O ile utwory brane pojedynczo radzą sobie względnie dobrze, to jednak godzinna bez mała przeprawa okazuję się wyjątkowo nużąca. Utwory zachowane w jednostajnych kompozycjach, podobnie zaśpiewane. Czasami z przeskoku z jednego na drugi utwór nie zauważałam dużej różnicy. Mam też wrażenie, że emocjonalność jaką chciał otrzymać na tym albumie, nie do końca mu wyszła. Ciar nie było, łez też.
Nie uznaję tego albumu za wyjątkowy, w każdym bądź razie jest inny. Inny od tego co jest wydawane na polskim rynku muzycznym.